Kariera J.Lo. to sinusoida. Bardzo ceniłem Lopez... do pewnego momentu.
Przez długi czas (lata 90.) grała naprawdę różnorodne role i to zarówno w kinie artystycznym, jak i rozrywkowym. "Pociąg z forsą", czy "Anakonda" pozwoliły zwrócić uwagę na jej niewątpliwą urodę (i doskonałą dykcję z zachowanym portorykańskim akcentem),
z kolei jej występy w takich tytułach jak
"JACK" Francisa Forda Coppoli
https://www.filmweb.pl/film/Jack-1996-661
"KREW I WINO" Boba Rafelsona
https://www.filmweb.pl/film/Krew+i+wino-1996-584
"DROGA PRZEZ PIEKŁO" Olivera Stone'a
https://www.filmweb.pl/film/Droga+przez+piek%C5%82o-1997-5206
"CO Z OCZU, TO Z SERCA" Stevena Soderbergha
https://www.filmweb.pl/film/Co+z+oczu%2C+to+z+serca-1998-29
i "Selena"
pozwoliły uwierzyć, że ta dziewczyna ma naprawdę aktorski talent. Pięknie budowała swoją pozycję, pracując z prawdziwymi filmowymi artystami, aż do nietuzinkowej "Celi" Tarsema...
To u progu XXI wieku coś się stało - stała się supergwiazdą muzyki pop - i niestety miało to ogromny wpływ na jej karierę filmową.
Jennifer Lopez przestała być Jennifer Lopez, stała się J.Lo.
Zaczęła grać w filmach schlebiających niskim gustom (sentymenalne melodramaty i coraz to gorsze komedie romantyczne), filmach dla gawiedzi, czyli zaczęła robić to, czego nie robiła nigdy - przymilać się pobliczności.
I tak to trwa do dziś z pojedyńczymi wyjątkami ("PARKER" Taylora Hackforda, "ŚLICZNOTKI").
Jednak szkoda. Mogła dać kinu duuużo więcej. Dała muzyce.
Get right?
https://www.youtube.com/watch?v=1WIsnC-h1d0