przypowiastka quasi-filozoficzna o tym, jak to każdy człowiek - nawet obiektywnie szczęśliwy i posiadający wszystko - wciąż zachowuje prawo do poszukiwania nowych wymiarów swojego osobistego szczęścia.
Z drugiej strony:
a feel-good movie - o tym, jak to owe indywidualne poszukiwania "czegoś więcej" wcale nie muszą rujnować szczęścia innych osób.
Jest to taki film, który obejrzałem już kilka razy i który chyba z przyjemnością będę sobie przypominał co parę lat. Każde kolejne obejrzenie nie owocuje wprawdzie żadnym nowym, odkrywczym odczytaniem przeze mnie intencji twórców, ale to nic: i tak oglądam bez znużenia & bez przymusu.
Aktorstwo ogólnie bardzo dobre, ale drugoplanowa rola Stanleya Tucci - zaćmiewa wszystkich.